Producenci

Anthony Pateras "Pseudacusis" CD

Dostępność: średnia ilość
Wysyłka w: 48 godzin
Dostawa: Cena nie zawiera ewentualnych kosztów płatności sprawdź formy dostawy
Cena: 40,00 zł 40.00
ilość szt.

towar niedostępny

dodaj do przechowalni

Opis

Do dzisiejszej notki doszedłem krętą drogą. Przeglądałem – z powodów całkiem pozamuzycznych – zawartość swojego Internetowego Konta Pacjenta. Jest tam rubryczka „sanatoria”, więc na wszelki wypadek zajrzałem, żeby sprawdzić, czy Wielki Brat, śledząc różne moje posunięcia i znając metrykę, nie przygotował mi jakiejś oferty. Jak na razie jedyna propozycja pobytu w sanatorium, jaką otrzymałem, przyszła z Sanatorium Dźwięku – i tu przypomniał mi się czekający na wspomnienie Anthony Pateras ze swoimi złudzeniami czy wręcz halucynacjami dźwiękowymi na płycie Pseudacusis, zawierającej utwór wykonany na Sacrum Profanum – półtora roku temu – a zamówiony przez organizatorów Sanatorium Dźwięku w Sokołowsku, fundację Musica Sanae. Czyli dobry materiał dla dbających o zdrowie, a przy okazji jest uzupełnienie opowieści właśnie sprzed półtora roku, kiedy pisałem o potężnym i znakomitym zbiorze nagrań Paterasa, przypominając, że brakuje w nim jeszcze rzeczy, które robił na zamówienie w Polsce. Pseudacusis – tu w wersji z Sacrum Profanum, utwór wykonywany był kilka razy – to trwający ok. 50 minut podwójny septet, w którym siedmiu partiom nagranym na taśmę towarzyszy kolejnych siedem wykonywanych na żywo. Instrumenty w poszczególnych składach dublują się po części, choć nie do końca. A w obu składach pojawiają się znakomici, doceniani muzycy, których znamy z solowych nagrań (m.in. Judith Hamann na wiolonczeli w wersji na taśmie, Mike Majkowski na kontrabasie na żywo, w tejże wersji też klarnecista Lucio Capece i Lizzy Welsh na skrzypcach), a ogniwem spajającym wszystko jest pojawiający się w obu odsłonach Pateras. Australijczyk rozmawia tu z samym sobą, tworząc momentami partie przypominające te Chrisa Abrahamsa w The Necks w odpowiedzi na zarejestrowane na taśmie brzmienia elektroniczne. Pateras-elektronik może więc powspółpracować z Paterasem-pianistą. To jedna z najłatwiejszych do zauważenia relacji między taśmowym i żywym septetem. Duża część pozostałych rozmywa się – naprawdę trudno się domyślić na nagraniu, którą partię perkusji słychać na żywo, a która została wcześniej nagrana w studiu. W tym sensie albumowa wersja Pseudacusis jeszcze mocniej to uczucie pozbawienia punktu odniesienia podkreśla. Można szukać w tym analogii do wczesnych prac Pendereckiego, bo inspiracja syntezą dźwięku w partiach granych na tradycyjnych instrumentach jest tak duża, że przypomina trochę tok myślenia polskiego kompozytora, zafascynowanego muzyką ze studiów eksperymentalnych na tyle, że próbował jej brzmienia przełożyć na język instrumentów smyczkowych. Choć efekt końcowy, zupełnie inny, można kojarzyć raczej z finezyjnym setem na system modularny, który nie epatuje ścianą dźwięku – w tym rodzaju złudzeń dźwiękowych zdecydowanie nie chodzi o to, żeby wszyscy grali naraz. Dramaturgicznie ma to może pojedyncze słabsze momenty – potężna, fortepianowa część V moim zdaniem nadrabia intensywnością, wolę chaos brzmieniowy VI-tki z kapitalną partią klarnetu, no i suspens pierwszych dwóch części. Nawet kiedy pozornie dzieje się niewiele, paleta instrumentalna jest tu potężna, co tylko pogłębia dezorientację. Bo dla mnie to bardziej utwór o kompletnej dezorientacji niż halucynacjach. O względności odbieranych bodźców. To jak z zawieszeniem, z którym mamy do czynienia przez ostatni rok – niby dużo się przez ten czas wydarzyło, ale jednak słuchając Pseudacusis i przypominając sobie ostatnie żywe festiwale śledzone pod koniec roku 2019, miałem wrażenie, jak gdybyśmy zaczynali na nowo w tym samym punkcie.

Bartek Chaciński / Polifonia

 

"The title could be translated as “false hearing” and the scant notes about the piece only mention it is “audio hallucinations,” so the mind is immediately attentive to possible sonic illusions while of course limited to gathering information from the potentially unreliable ear. The 50-minute recording is divided in to seven tracks, a number that may contain some meaning considering the septets, that don’t flow, except perhaps II>III and V>VI, yet feel continuous beyond the general instrumental approach through several recurring motifs and markers - rolling crashing piano clusters, steplike measured piano notes, a gong or chime. The chime or gong seems to mark abrupt changes in dynamics and density, though these also occur without it, and the mind questions whether track transitions are just similar changes. The abrupt changes add a tape splice effect to both septets, whether or not it’s actually there. Rearranging sequencing for flow doesn’t seem to produce added continuity. The ear is most drawn to piano, percussion, and electronics since they are the most discrete sounds in a bed of often long-duration sustained soundings and swellings. While I question whether I could always discern the contra-bass from cello from violin or the clarinets from saxophones, and while instruments blur - the wheeze and squeal of wind with string noise, the electric aviary with the small sounds of objects and drums - the sounds don’t seem acousmatic either. At least, the instrumental source seems apparent, if not whether they are coming from tape or live performance. The truth of light harmonic beatings on III and VII are certainly questioned as difference tones or some similar psychoacoustic mirage. But with all the possible ways the ear could be tricked, it wouldn’t know it without context, which is itself a kind of trick. Still, concept aside, the piece is dense though uncrowded for all its instrumentalists, complexly-layered yet leaning quieter and slower, timbrally-rich, and the changes in density and dynamics lend an engaging movement".

Keith Prosk for Harmonicseries.

Koszty dostawy Cena nie zawiera ewentualnych kosztów płatności

Kraj wysyłki:

Opinie o produkcie (0)

do góry
Sklep jest w trybie podglądu
Pokaż pełną wersję strony
Sklep internetowy Shoper.pl